27 września 2015

Spider Hooy: 30 dni z moimi butami

Hej hej hej!
Widzicie tytuł posta i pewnie wiecie, że trochę tutaj oszukałam, bo od rozpakowania paczki z butami marki Hooy minęło więcej czasu niż miesiąc. Już się tłumaczę.. Ostatnie dwa tygodnie były dosłownie szalone. Pracowałam, chorowałam i tak naprawdę mój wolny czas ograniczony był do minimum. Nie chciałam pisać notki na szybko, dlatego poczekałam, aż wszystko się unormuje. Oprócz tego, że sama nosiłam Spider Hooy tak często jak się dało: zakupy, ćwiczenia, bieganie, spacery, to jeszcze pożyczyłam je mamie, kiedy wybrała się z tatą na weekend do Wałbrzycha, więc z czystym sercem mogę powiedzieć, że zostały wypróbowane w każdych warunkach.
Przede wszystkim obie z mamą dostrzegłyśmy, że są strasznie wygodne. Niezależnie od tego jak daleki dystans w nich pokonamy, nasze stopy nie będą bolały, nie zostaną obtarte, ani nie spocą się. Materiał z którego są wykonane jest leciutki i elastyczny, a z drugiej strony sprawia wrażenie naprawdę mocnego i wytrzymałego. 
Jeśli chcecie zainwestować w stylowe buty sportowe, które posłużą Wam dłużej niż na jeden sezon to naprawdę polecam, nie zawiedziecie się.
Swoją parę możecie zamówić na www.hooy.eu    




12 września 2015

Jahoo Jahaa Tour Poznań z innej perspektywy

Cześć kochani! Jakieś dwie godziny temu wróciłam z Poznania. Jestem strasznie zmęczona, a równocześnie pełna pozytywnej energii. Wczorajszy dzień był cudowny i od razu chcę podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego. Zaczęło się od bardzo udanego spotkania, które mam nadzieję pociągnie za sobą wiele cudownych wydarzeń w przyszłości. Opowiem Wam o tym dokładniej przy innej okazji, a teraz skupię się na Janoskians, którzy przyjechali do Polski, żeby dać dwa show w ramach trasy Jahoo Jahaa - w Poznaniu, oraz w Warszawie. Byłam święcie przekonana, że te dwie daty będą dla mnie jednoznaczne z siedzeniem przed ekranem komputera i rozpaczaniu nad tym, że niestety nie zobaczę chłopaków, mimo, że są na wyciągnięcie ręki. Myliłam się i to bardzo..
Zdaję sobie sprawę z tego, że moja relacja będzie niczym w porównaniu z opisami M&G i jeśli będziecie się nudzić, po prostu naciśnijcie czerwony krzyżyk. Piszę to głównie dla samej siebie, żeby z jednej strony zachować wspomnienia na dłużej, a z drugiej pozwolić emocjom opaść. 
Dosyć spontanicznie pojawiłam się pod klubem z Ally i Martyną. Było chwilę przed osiemnastą. Co chwilę któryś z chłopaków wychodził z busa, lub do niego wchodził. Widzieliśmy właściwie wszystkich oprócz Luke'a. Kiedy zdecydowana większość tłumu udała się do klubu Beau i Daniel zrobili sobie krótki spacer. Potem Jai rzucił w naszym kierunku piłkę -uroczą różowa świnkę. 







Chłopcy ciągle do nas machali, krzyczeli że nas kochają, co było miłe. Mnie osobiście najbardziej ucieszył widok Jamesa. To niesamowite, kiedy jedna z najbardziej inspirujących osób w Twoim życiu jest widywana przez Ciebie tylko na ekranie telefonu, czy komputera, a nagle staje kilka metrów przed Tobą i aż czujesz dobrą energię od niej bijącą.



Jai i Beau zdecydowali się podejść do nas na chwilkę. Ten pierwszy zrobił sobie kilka zdjęć, rozdał kilka autografów, poprzytulał dziewczyny, natomiast drugi każdą po kolei przytulał i całował w policzek. To było naprawdę słodkie, niektóre fanki nie wytrzymywały nadmiaru emocji i po prostu płakały ze szczęścia.




Na zewnątrz klubu słychać było dosłownie wszystko, co działo się w środku. Muszę pochwalić support - zespół Loud Kidz, który zagrał naprawdę genialne (właśnie słucham ich muzyki). Jano też nie byli gorsi, przez niewyobrażalne piski i krzyki miałam ochotę po prostu tam wejść i zobaczyć na własne oczy, co się dzieje. Zdziwił mnie fakt, że już o 21:15 wszystko się skończyło i ogromny tłum zaczął stopniowo wychodzić z klubu. Dziewczyny oblepiły cały bus karteczkami z listami i nickami z twittera. Kilka osób podeszło się ze mną przywitać, co było na prawdę miłe :) Poczekałyśmy do momentu kiedy każdy z chłopaków opuścił klub w asyście okrzyków i pisków, a potem nie było juz sensu stać i marznąć..
To, że kolejne popularne osoby odwiedzają nasz kraj jest cholernie podnoszące na duchu. Nasi idole wreszcie zauważają na mapie Europy Polskę i powiem więcej, zakochują się w niej. Moim zdaniem nie ma lepszej publiczności na świecie, bardziej cierpliwej i bardziej oddanej.

6 września 2015

Avon 12/2015

Cześć! Po długim czasie pojawia się post związany z kosmetykami. W piątek odebrałam paczuszkę z Avonu, przyszła w tak rekordowym czasie, że nawet się jej nie spodziewałam. Często pytacie mnie jakie kosmetyki z Avonu polecam i czy w ogóle warto zamawiać, więc postanowiłam, że trochę rozwieję wątpliwości, a przy okazji pokażę, co wybrałam w ostatnim katalogu.




Dużo ludzi słysząc słowo "Avon" kręci nosem i ma złe skojarzenia. Dopóki lepiej nie poznałam tej marki miałam podobnie, byłam raczej sceptycznie nastawiona. Okazało się jednak, że metodą prób i błędów można znaleźć tutaj swoje perełki, a wybór jest ogromny. W każdej kategorii (czy to kolorówka, czy pielęgnacja itd.) znajdziemy kilka serii kosmetyków, które różnią się ceną, składem i jakością wykonania opakowań. Dzięki temu możemy wybrać produkty najbardziej pasujące do naszego ciała i kieszeni ;) Jest też opcja zamówienia u konsultantki próbek, jeśli mamy ochotę przetestować pomadki, perfumy albo kremy przed zakupieniem pełnowymiarowych produktów.


Pierwsza rzecz w pudełku to scrub do ciała z masłem shea, proteinami mleka i witaminą E. Zapach jest obłędny, jakiś czas temu miałam wersję czekoladową, ale truskawka ją zdecydowanie przebija. Przywodzi na myśl truskawki z bitą śmietaną, albo lody i dosyć długo utrzymuje się na skórze. Drobinki są wyczuwalne, ale delikatniejsze niż w peelingach np. z Joanny. Po wakacjach mam lekko przesuszoną skórę na rękach i nogach, więc złuszczanie jak najbardziej jest mi potrzebne. Minusem jest opakowanie, a dokładnie zamknięcie, które niemal od razu pękło.
Cena: 7,99



Matująco-odświeżający tonik dla skóry mieszanej/tłustej to dla mnie nowość. NutraEffects jest serią, która weszła na rynek już jakiś czas temu, ale przyznam się, że to dopiero nasze pierwsze "spotkanie". Zapach dość mocny, na drugim miejscu w składzie mamy alkohol, ale wydaje mi się, że niebieskie toniki z Garniera czy Clean&Clear były jeszcze mocniejsze. Po zaaplikowaniu faktycznie widać zmatowienie skóry i czuć odświeżenie. Kidy się wchłonie możemy spokojnie nałożyć krem. Bardzo podoba mi się opakowanie, Zakrętka jest z dość grubego plastiku, więc jej raczej nie zepsuję ;) Czy wrócę do niego po wykorzystaniu buteleczki? Na 90% tak!
Cena: 12,99



Głęboko oczyszczający peeling do twarzy z minerałami z Morza Martwego to właśnie jedna z moich perełek. Nie uczula, nie podrażnia, natomiast złuszcza martwy naskórek i zostawia skórę gładką i nawilżoną. Ma drobinki średniej wielkości i delikatny morski zapach. Łatwo się zmywa, co mnie cieszy bo przed wyjazdem nad morze kupiłam sobie "3w1 Czysta Skóra" od Garniera i męczę się strasznie żeby pozbyć się go z twarzy. Idealny w połączeniu z maseczką z tej samej serii!
Cena: 8,99









Płynny eyeliner "Super Extend" to dla mnie zagadka. Mój makijaż oka zazwyczaj ogranicza się do tuszu do rzęs, ale postanowiłam, że na specjalne okazje przydałoby się bardziej zaszaleć. Nie używałam go jeszcze, ale po dokładnym przetestowaniu na pewno dam Wam znać jak się sprawdził.
Cena: 11,99



Na sam koniec zostawiłam grzebień, który zamówiła sobie moja mama. To już drugi z tej serii, którego używa. Pierwszy przeżył naprawdę bardzo długo, ale niestety jakiś czas temu się złamał. Bardzo fajnie sprawdza się przy tapirowaniu, ale także przy prostowaniu, czy kręceniu włosów, kiedy musimy w miarę precyzyjnie oddzielić pojedyncze pasma.
Cena: 5,99

Jakie macie doświadczenia z Avonem? Zamawiacie czasem kosmetyki z katalogu, czy omijacie je szerokim łukiem? Dajcie znać w komentarzach :) No i miłej niedzieli!